O LECHU, CZECHU I PECHU,
CO ZE STANOWISKIEM ARCHEOLOGICZNYM WALCZYLI
Działo się to niedaleko, tuż za rzeką, w miejscu, o którym każdym wie, choć nie wie dlaczego. W krainie tej była Firma, którą rządził sławny Szef. Nie trzeba dodawać, że był to władca znany ze swej mądrości, zaradności, wielkiego bogactwa i możliwości… Wezwał swoich trzech najsławniejszych kierowników projektów: Lecha, Czecha i Pecha, i tak do nich rzekł: „Moi wierni i szlachetni pracownicy, wykazaliście się na polu działań sprytem, wytrwałością i sumiennością. Już czas by dać wam Wielkie Zadanie”. Tu ściszył głos i dodał tajemniczo: „każdy z was dostanie Duży Projekt do zrealizowana…ale będziecie mieć do czynienia z archeologią, ponieważ planowane są trzy inwestycje, na których są stanowiska archeologiczne”. Lecha i Czecha oblał zimny pot – wiedzieli, że to nie lada wyzwanie. Pech uśmiechnął się do siebie i pomyślał: „Phi też mi wielki problem, nie z takimi błahostkami sobie radziłem”.
Szef kontynuował: „Ci z Was, którzy dowiozą bez problemów inwestycję – ozłocę i awansuję, ten zaś co sobie nie poradzi będzie siedział w najdalszym kącie Biura Spraw Nijakich”. Lech i Czech zadrżeli na samą myśl o pracy w tym Biurze, a Pech zastanawiał się, jak duże dostanie biuro, na co wyda zarobione pieniądze i ilu będzie miał asystentów.
Szef kontynuował: „Od dziś zaczyna się Wasze wyzwanie, macie 6 miesięcy by załatwić sprawę
archeologii, dwa lata by skończyć inwestycję. Dostaniecie wszelką dokumentację dotyczącą
projektu i stosowne finansowanie – 10 mln złota. By było sprawiedliwie, Wasze stanowiska
archeologiczne są podobne – mają powierzchnię hektara, czyli 100 arów. To jak zaplanujecie
działanie, kogo weźmiecie do pomocy i ile wydacie to Wasza sprawa, wszak to Wasze wyzwanie
– dla mnie liczy się rezultat. Nie będę wchodził Wam w paradę, tylko będę z dala kontrolował
Wasze poczynania, byście moje królestwo na szwank nie narazili”.
Lech zabrał się natychmiast do roboty, zaczął sprawdzać dokładnie jak radzić sobie z
archeologią na polu inwestycji. Dzwonił po znajomych, którzy mieli podobne wyzwania.
Dowiedział się, że archeologię kontroluje i pilnuje drobiazgowo urzędniczy Konserwator i
najlepiej do kontaktu z nim wysłać specjalistów – archeologów, a najlepiej dobrych i o
nieposzlakowanej opinii. Długo sprawdzali temat, dowiedział się, że kiepscy archeolodzy mogą
być zagrożeniem dla jego planów, a Konserwator w takim przypadku mocno utrudnia życie i
realizację planowanej inwestycji. Postanowił, że do realizacji projektu zatrudni archeologa, który
zmagał się z podobnym wyzwaniem i kluczowe będzie jego doświadczenie oraz referencje.
Czech za bardzo nie wiedział co robić. Nie chciało mu się szukać informacji. Przejrzał kilka
stron internetowych firm archeologicznych dowiedział co to stanowisko archeologiczne, czym
się różnią badania archeologiczne od nadzorów archeologicznych. Stwierdził, że poszuka jakiś
archeologów w pobliżu inwestycji i się z nimi porozumie. Wyszedł z założenia, że zapewne takich
archeologów jest dużo i będzie w czym wybierać.
Pech stwierdził, że on nic nie będzie robił, ponieważ doskonale wie co ta archeologia – był na
wakacjach w Egipcie i widział piramidy. Obejrzał też wszystkie części Indiany Jones’a i Larry Croft.
Ogólnie zdaniem Pecha, archeolodzy strzelają, biją i szukają skarbów. „Phi też mi praca” –
pomyślał.
Lech długo szukał właściwego archeologa – oczywiście marzył o awansie i podwyżce, ale
głównie chciał mieć spokój i nie trafić do Biura Spraw Nijakich. Przy natłoku różnych
problemów i wyzwań z inwestycją nie chciał brać na siebie całego problemu związanego z
archeologią. Po wielu wskazówkach został skierowany do dobrej firmy, gdzie pracują
najlepsi w swoim fachu. Odbył dłuższą rozmowę z archeologiem przedstawiając swoje
problemy, zagrożenia i potrzeby. Poprosił także o referencje z ostatnich dużych prac.
Przekazano mu numery telefonów do kierowników projektów ostatnich inwestycji.
Archeolog dowiedział się, że Lechowi z racji położenia inwestycji potrzebni będą saperzy do
sprawdzenia terenu oraz firma, która usunie trochę drzew. Archeolog zaproponował: „Drogi
Lechu pozwól, że pomogę Tobie z Twoimi problemami: „zrobię dla Ciebie badania
archeologiczne oraz pomogę Tobie z saperami oraz z wycinką”. Lech uśmiechnął się i
powiedział: „To byłoby bardzo dobre rozwiązanie”. Z racji tego, że stanowisko było nieco
trudniejsze dla archeologa ustalili zapłatę w wysokości 200 tys. złota. Lech się ucieszył i
zdziwił, wszak to zaledwie 2% całych kosztów ich inwestycji. Była to dla niego kwota
akceptowalna. Ustalony został harmonogram działania, ścieżki komunikacji, procedury
realizacji prac oraz obiegu dokumentacji. Ustalili, że pracę wraz z wnioskiem do
Konserwatora zostaną wykonane w 4 miesiące.
U Czecha proces był inny. Znalazł namiary do kilu miejscowych archeologów i poprosił o
przesłani ofert. Ci zaproponowali mu kwoty od 100 do 150 tys. złota. Za bardzo nie wiedział
czym się kierować przy wyborze. Dobrze mu się rozmawiało z jednym z archeologów, który
zaproponował 150 tys., ponieważ był bardzo miły i podkreślał, że on już takie prace realizował
i dla niego takie coś to pikuś. Czech trochę ponegocjował i udało mu się wytargować 20%
zniżki. Czech pomyślał, że to super okazja i zapewne cena wynika z wysokiej jakości i zgodził
się by ten prowadził u niego prace archeologiczne. Problemem było określenie terminu
realizacji zadania badań. Archeolog wybrany przez Czecha twierdził, że nic nie może obiecać,
bo Konserwator długo rozpatruje wnioski, a same prace terenowe też nie wiadomo ile
potrwają, a powie dokładnie, jak zostanie ściągnięty humus. Czech pomyślał, że zmieści się w
terminie nałożonym przez Szefa i spokojnie czekał na rozwój sytuacji.
Pech stwierdził, że nie będzie specjalnie szukał i się wysilał. Co więcej stwierdził, że on się zna
na archeologii, więc dużo rzeczy on sam załatwi z Konserwatorem. Pech pomyślał także, że
skoro archeologia jest taka prosta to znalezienie archeologa nie będzie problemem. Zaczął
dzwonić i wysyłać maile do pierwszych z brzegu archeologów, których znalazł w Internecie, z
prośbą o ofertę badań archeologicznych na terenie jego inwestycji. Usłyszał pierwsze wyceny w
okolicach 150 tysięcy złota i się wściekł. On tyle płacić nie będzie za takie bzdury, jak
archeologia! Co więcej wpadł na chytry plan, że im więcej oszczędzi na archeologii tym Prezes
będzie bardziej zadowolony. Zaczął taktyczne działania. Dzwonił do dwóch archeologów, którzy
dali najniższą cenę i zaczął z nimi negocjacje w dół. Bardzo się rozpromienił, gdy zobaczył jak
bardzo zbijają stawki. Jeszcze bardzie się radował, gdy w negocjacjach słyszał, że zapewniają
wysoką jakość i są profesjonalistami. Usłyszał także podczas rozmów, że z ich doświadczenia
wynika, że tam i tak nic nie będzie, a oni gwarantują, że nic nie znajdą. Pech ucieszył się z
takiego obrotu sprawy – skoro płaci za nic to i cena będzie niska. Tak też się stało – po długich
negocjacjach wytargował 50 tys. złota i usłyszał, że ogólnie archeologia sprowadzi się do użycia
koparki i odhumusowania placu budowy. Pech niezmiernie był zadowolony, gdy archeolog
powiedział mu, że o decyzje od Konserwatora nie musi się martwić, bo ma tak dobre układy i
wydeptane ścieżki w urzędzie, że decyzja będzie w moment. Obie strony ustaliły, że robota
pójdzie szybko – góra 2 miesiące i że jak coś, to będą w kontakcie. Pech był dumny z siebie, że
tak mu wszystko sprawnie i dobrze poszło.
Archeolog zatrudniony przez Lecha przystąpił do prac. Zaczął od zgromadzenia stosownej
dokumentacji i pisania wniosku do Konserwatora, wszak wiedział, że to dociekliwy urzędnik i
braki w dokumentacji lub błędny załącznik (a jest ich zazwyczaj 6) mogą przedłużyć
rozpatrywanie wniosku, a oczekiwanie i tak jest stosunkowo długie. Niekiedy trwa ponad 30 dni.
Zapoznał się z dokumentacją archeologiczną dotyczącą badanego stanowiska i stworzył pod to
stanowisko specjalny program badań, który jest jednym z kluczowych załączników we wniosku.
Przygotowanie dokumentacji zajęło tydzień.
Archeolog zatrudniony przez Lecha przystąpił do prac. Zaczął od zgromadzenia stosownej
dokumentacji i pisania wniosku do Konserwatora, wszak wiedział, że to dociekliwy urzędnik i
braki w dokumentacji lub błędny załącznik (a jest ich zazwyczaj 6) mogą przedłużyć
rozpatrywanie wniosku, a oczekiwanie i tak jest stosunkowo długie. Niekiedy trwa ponad 30 dni.
Zapoznał się z dokumentacją archeologiczną dotyczącą badanego stanowiska i stworzył pod to
stanowisko specjalny program badań, który jest jednym z kluczowych załączników we wniosku.
Przygotowanie dokumentacji zajęło tydzień.
Archeolog Czecha zbierał dokumenty. Co jakiś czas dzwonił do Czecha, że przypomniało mu się o
kolejnym załączniku o którym zapomniał, więc dobrze byłoby jakby Czech mu przesłał.
Gromadzenie stosownej dokumentacji zajęło długo czasu. Dodatkowo archeolog zatrudniony
przez Czecha twierdził, że jemu także sporo czasu zajmie stworzenie Programu Badań. Po ponad
miesiącu udało się zgromadzić całość i wysłać do konserwatora.
Lech i Czech zapytali się Pecha jak jemu idzie z wyzwaniem. Usłyszeli, że wszystko jest OK,
pod kontrolą i lada moment kończy. Zwrócił także im uwagę, że niepotrzebnie tak się spinają i
że przepłacili za archeologa – tu popukał się w czoło. Lech i Czech spytali: a jak idzie Tobie z
wnioskiem do Konserwatora? Pech odrzekł: „Spokojnie, mam prawdziwych fachowców, bo są
profesjonalistami i mają dobrą jakość w stosunku do ceny i ze wszystkim się wyrobią, szybciej
niż ci wasi”. Po miesiącu do archeologa Lecha przyszło pozwolenie od Konserwatora. Można było
przystąpić do prac terenowych.
Zaniepokojony Pech zadzwonił do swojego archeologa i pyta się: gdzie jest decyzja? Usłyszał:
my jeszcze czekamy, bo trochę później wysłaliśmy, bo byliśmy zawaleni robotą, bo
zapomnieliśmy powiedzieć jakich dokumentów potrzebujemy, a tak ogólnie to wszystko przez
Konserwatora, bo wstrzymuje nam papiery, bo się w Urzędzie pozmieniało. Zdenerwowany
Pech zadzwonił do Konserwatora z awanturą: „Jak Pan śmie tak długo wydawać decyzję!”
Konserwator spokojnie zwrócił uwagę: „Załączniki wysłane przez Pana archeologa są
niekompletne i wezwałem do uzupełnień dokumentacji”. Pech zadzwonił do swojego archeologa
z pytaniem: „co jest grane?”. A archeolog rzekł: „Spokojnie w terenie nadrobimy i będzie Pan
zadowolony”. Pech się uspokoił i pomyślał „Teraz wszystko pójdzie jak po maśle”.
Na inwestycji Lecha spokojnie szły pracę archeologiczne. Archeolog miał kilkuosobowy
zespół pracowników przestrzegający przepisów BHP, pracujący 8 h dziennie. Pewnego dnia
wystąpił duży problem, przyszło duże oberwanie chmury i zalało częściowo teren inwestycji.
Lech mocno się zmartwił, widział na horyzoncie wielkie problemy u Prezesa. Archeolog go
uspokoił, że takie rzeczy się zdarzają i będzie prowadził prace w innej części stanowiska, a
dodatkowo wydłuży godziny pracy by nadrobić czas potrzebny do osuszenia. Dodatkowo
wynajął pompę by przyśpieszyć osuszanie.
U Czecha z poślizgiem zaczęły się pracę. Archeolog przyjechał z dwoma pracownikami. Czech
zobaczył, że zespół bardzo wolno pracuje w tempie ślimaka, a dodatkowo co chwila robią sobie
przerwę na papierosa. Mocno zdziwił się, kiedy zakomunikowano mu, że w weekendy nie pracują.
Czech był zaniepokojony czy prace będą szły gładko. Pewnego dnia, podobnie, jak u Lecha przyszło
oberwanie chmury. Archeolog stwierdził, że on w takich warunkach nie będzie pracował i trzeba
czekać na to, aż się osuszy. Po pewnym czasie Czech zwrócił uwagę, że prace idą, ale w tempie
ślamazarnym i będą trwały minimum 5 miesięcy. Na to archeolog, mu odrzekł: „Ja, że tak powiem,
się nie śpieszę. Ja proszę Pana jestem archeologiem dla mnie liczą się odkrycia i mój spokój i nikt
mnie nie będzie poganiał”. Czech bardzo się zdenerwował, bo wiedział, że termin narzucony przez
Szefa będzie trudno osiągalny, a wręcz niemożliwy. Wywiązała się mocna dyskusja, a Czech takich
sytuacji bardzo nie lubił. Ustalono jednak, że pracę przyśpieszą.
U Pecha z jakimś ponad miesięcznym poślizgiem zaczęły się badani archeologiczne. Pech
powitał archeologa na stanowisku. Nieco był zaskoczony, że był to także kierowca ciężarówki i
operator koparki. Pech pomyślał, że to jednak fachowiec skoro posługuje się takim sprzętem, a
nie jakimś „pędzelkiem-srelkiem”. Dowiedział się w rozmowie, że to sprzęt pożyczony od
szwagra i ogólnie, to firma ma wiele robót i nie takie stanowiska kopali. Rozpoczęto prace. Pech
zdziwił się, że oprócz archeologa- jest tylko jeden pracownik – szwagier archeologa. Wybuchła
tego samego dnia awantura, gdy inspektor BHP zwrócił uwagę, że nie można na terenie
budowy pracować w jeansach, trampach i bez kasku. Pech starał się załagodzić sytuację i
poprosił archeologa o to, by pracę prowadzone były zgodnie z wymogami BHP. Na to archeolog
rzecze: „Nie po to dałem tak niską cenę, by wydawać pieniądze na takie bzdury, zresztą nie było
tego w umowie”. Po długich rozmowach Pecha, na które stracił godziny i nerwy, jego archeolog
wraz z pomocnikiem pojawiają się w wymaganych strojach BHP.
Pech obserwował ze swojego biura budowy postępy prac archeologicznych. Dla niego
wyglądały dziwnie, ale archeolog go uspokajał, że kopią zgodnie z metodyką prac
archeologicznych, a oni nazywają ją metodą „troszku, troszku”, tzn. troszku w tym miejscu,
troszku w innym, ale tak ma być – „Konserwator lubi to”. Pech był „troszku” zaskoczony, że
archeolog odmierza wykopy krokami. Zapytał dlaczego nie robi tego geodeta i tu usłyszał: to się
nie kalkuluje, a my wiemy co robimy. Nieco zdziwiło także Pecha, że archeolog ze szwagrem
pracują jakieś 3-4 h dziennie albo wcale nie pojawiają się na placu. Tłumaczyli to tym, że muszą
na innych inwestycjach podgonić robotę, ale jak tylko się z tym uporają, to przerzucą wszystkie
zasoby i pójdzie z górki na inwestycji u Pecha. Przecież mają jeszcze dużo czasu do końca
terminu.
Pech wkurzył się, gdy archeolog oznajmił mu pod koniec pierwszego miesiąca, po przekopaniu
30% powierzchni, że jednak na terenie inwestycji jest stanowisko archeologiczne, co więcej jego
archeolog twierdził, że odkryć jest więcej niż przeciętna określona w umowie za co należy się
dopłata plus 50% do całości. Pech bardzo się wkurzył, bo przecież gwarantowali, że nic nie
znajdą, ale po długich negocjacjach, które kosztowały go sporo nerwów stwierdził, że pomimo
problemów prosi o zakończnie prac w umówionym terminie. Po przekopaniu 50% stanowiska
wezwano Konserwatora do odbioru częściowego prac. Archeologowi na tym bardzo zależało,
ponieważ zgodnie z umową dostanie 50% umówionej kwoty. Pech też bardzo chciał tego
odbioru, ponieważ odetchnie z ulgą, jak już będzie miał połowę prac skończonych. Po przybyciu
na miejsce Konserwator złapał się za głowę. Odkrył wiele nieprzekopanych i pominiętych
obiektów archeologicznych, a na powierzchni znalazł pełno zabytków archeologicznych –
głównie ceramikę, a przygotowana przez „specjalistów” dokumentacja woła o pomstę do nieba.
Zirytowany Konserwator nie zwalnia terenu i nakazuje dokończenie prac. Pech i archeolog są
wkurzeni, każdy ze swoich powodów – wywiązuje się awantura.
Po dwóch tygodniach archeolog Pecha stwierdził, że na terenie inwestycji jest cmentarzysko i
żąda dodatkowych 30 tys. PLN oraz przedłużenia badań o 2 miesiące. Pecha trafił szlag,
wywiązuje się karczemna awantura, prawie dochodzi do rękoczynów. Pech kategorycznie
stwierdza, ze za nic dodatkowego nie zapłaci i nic nie będzie przedłużał. Archeolog na odchodne
rzuca mu: „Będziesz Pan miał problemy i spotkamy się w sądzie!”.
Na stanowisku Lecha prace archeologiczne zbliżały się ku końcowi. Wtem odkryto cmentarzysko. Lech zbladł – widział już oczyma wyobraźni – wstrzymanie inwestycji, awantura jak u Pecha, gromy Prezesa. Archeolog uspokoił, żeby się o nic nie martwili, bo ryzyko takiego odkrycia zostało wkalkulowane w kosztach oraz w terminie. Archeolog po zakończonych pracach zaprosił Konserwatora do odbioru terenowego. Prace zostały odebrane bez problemów i zastrzeżeń. Konserwator na odchodne zwrócił się do Lecha , że życzyłby sobie odbierać tylko tak dobrze badane stanowiska. Lech odetchnął z ulgą, problem archeologii został załatwiony teraz może skoncentrować się na innych etapach realizacji. Prezes zaprosił Lecha na spotkanie, pogratulował mu sprawnego i szybkiego przeprowadzania zadania. Może nie były spektakularne, ale odkryto wiele pozostałości dawnego osadnictwa z epoki żelaza i średniowiecza. Archeolog stwierdził, że to duży wkład dla nauki oraz dziedzictwo przyszłych pokoleń. Całość udało się skończyć miesiąc przed planowanym terminem. Będzie więcej czasu na opracowanie stanowiska, które zakończy się artykułem.
Czech nadal pośpieszał archeologa, który twierdził, że szybciej nie da się pracować. Pewnego dnia archeolog Czecha się rozchorował i stwierdził, że nie ma zastępstwa i on swoją nieobecność spokojnie nadgoni. Czech wiedział, że z tym archeologiem czeka go niejedna jeszcze kłótnią. Po powrocie okazało się podobnie jak u Lecha i Pecha, iż na obszarze inwestycji znajduje się cmentarzysko. Na to archeolog rzekł „Cmentarzyska są bardzo trudne do badania i zajmują dużo czasu. Spokojnie będę je badał i na pewno nie skończę w umówionym terminie i o wszystkim poinformuje Konserwatora”. Koniec końców archeolog skończył badać stanowisko ponad dwa miesiące później niż chciał Szef. Czech był załamany.
Pech gorączkowo szukał pomocy. Do Prezesa dochodzą pisma roszczeniowe, że archeolog Pecha nie zapłacił szwagrowi za wynajęcie koparki oraz za jego pracę. Co więcej Prezes otrzymał też pismo, że będzie sprawa sądowa z archeologiem Pecha. Na szczęście dla Firmy po analizie dokumentacji sprawa jest spokojnie do wygrania, ale Prezes bardzo nie lubił takich sytuacji.
Lech spokojnie zrealizował inwestycję – awansował i dostał premię. Czech żałował, że nie wykorzystał swojej szansy, pracował przez jakiś czas w Biurze Spraw Niejakich, ale Prezes stwierdził, że w „nagrodę” w najbliższym czasie będzie oddelegowany do pomocy przy najdalej położonej inwestycji. A Pech, cóż, siedzi w Biurze Spraw Nijakich przekładając teczki i zastanawia się od czasu do czasu, gdzie popełnił błąd.
Zapewne nie wszyscy są bohaterami, ale każdy podejmuje jakieś wybory. Pewnie zastanawiasz się co to byli za archeolodzy, z którymi pracowali Lech, Czech i Pech. Możemy Ci jedynie zdradzić, tak w sekrecie, że Lech wybrał archeologa z Ideatorium – jeśli zdołasz ich odnaleźć, Ty także możesz skorzystać z ich usług.